Bynajmniej nie najlepszy, ustępujący pod tym względem miejsca "Dryfującym trzcinom", "Tokijskiej opowieści" czy "Późnej wiośnie", ale żaden z jego filmów, które widziałem wcześniej nie dał mi odczuć tak mocno jak ten, jak wielką rolę odgrywa w jego spokojnej, nieefektownej twórczości całościowa, metafizyczna...
Pierwszym filmem dźwiękowym pana Ozu był film Jedyny syn z 1936 roku. Dzieło, które równie dobrze mogłoby być nieme, bo tak ascetyczne w słowa. Ozu we wspaniały sposób operuje obrazem i emocjami postaci, czym zastępuje rozbudowane dialogi. Jego kino jest bardzo emocjonalne, ale nie ekspresywne. Emocje te są dawkowane w...
więcej