Stephen Daldry ("Billy Elliot") stworzył obraz o niesamowitej psychologicznej głębi. Film, który zostawia niezatarte wrażenie na każdym, kto go obejrzy. To niezwykłe dzieło to istna mozaika
Stephen Daldry ("Billy Elliot") stworzył obraz o niesamowitej psychologicznej głębi. Film, który zostawia niezatarte wrażenie na każdym, kto go obejrzy. To niezwykłe dzieło to istna mozaika sprzecznych ze sobą odczuć i emocji. Jednak najbardziej zdumiewająca jest uniwersalność przekazu, którą można zastosować niezależnie od czasów, w których żyjemy. Fabuła filmu skupia się na jednym dniu z życia trzech różnych kobiet, żyjących w odmiennych epokach. Jedną z nich jest Virginia Woolf - znakomita pisarka, cierpiąca na chorobę psychiczną. Kobieta próbuje zaprowadzić ład w umyśle, przelewając swoje myśli na papier. Jej powieść czyta Laura – gospodyni domowa. Kobieta walczy z pokusą samobójstwa, gdyż ciężar egzystencji z każdą chwilą ją przytłacza. Silnie utożsamia się bohaterką noweli, którą jest Clarissa. Kobieta wydaje przyjęcie, jednak za maską pozornej samokontroli próbuje ukryć fakt, iż nic tak naprawdę nie jest w porządku. W rzeczywistości Clarissa cierpi na depresję, a przyjęcie to tylko fałszywe i chwilowe poczucie psychicznego komfortu. Trzy różne historie, które jak puzzle łączą się ze sobą w jedną integralną całość. Film oparto na książce Michaela Cunninghama, uhonorowaną nagrodą Pulitzera. Obraz trochę odbiega od powieści, jednak wg scenarzysty ekranizacja to pewna interpretacja książki, a nie jej wierna kopia. Oglądając film, nie można się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Wszystko jest nadzwyczaj poukładane i przemyślane. Wiele scen jest aż nazbyt wymowna, choć są całkowicie pozbawione dialogów. W obsadzie znajdziemy mnóstwo gwiazd. Role tytułowe przypadły trzem niezwykle utalentowanym aktorkom: Meryl Streep, Julianne Moore i Nicole Kidman, która za swoją niezwykłą i oryginalną kreację otrzymała rzesze nagród z Oscarem na czele. Rola Virginii Woolf wydaje się stworzona dla aktorki, która po mistrzowsku oddała nieodgadnione myśli i zachowania swojej bohaterki. Nie możemy również zapomnieć o aktorach drugoplanowych, którzy uzupełniają grę czołowych artystek. Mowa tu o Edzie Harrisie, Mirandzie Richardson, Toni Collette i Jeffie Danielsie, którzy również stanęli na wysokości zadania. Proces dobierania muzyki do filmu był niezwykle trudny i bolesny. Filmowcy długo nie mogli znaleźć odpowiednich utworów – zwykła muzyka po prostu nie pasowała i spłycała przekaz. Wtedy pojawił się Philip Glass. Kompozytor bez problemu napisał ścieżkę dźwiękową, która doskonale łączyła ze sobą historie trzech bohaterek i stanowiła niejako spoiwo dla całego filmu. Muzyka doskonale wzbogaca obraz i sceny bez dialogów, czyniąc je nader wyrazistymi. "Godziny" to wspaniałe artystyczne widowisko. Wybitne aktorstwo przeplata się z błyskotliwym scenariuszem i znakomitą reżyserią. Całości dopełnia wyśmienita ścieżka dźwiękowa. Nie znajdziemy tu niczego, do czego można by się przyczepić lub skrytykować. Po prostu genialny majstersztyk.