Kino wojenne w najbardziej klasycznym z możliwych wydaniu, gdzie podział na dobrych i złych jest niezwykle klarowny, wręcz czarno-biały (grany przez Holdena oficer to uosobienie wszelkich cnót, podczas gdy wróg to bezosobowa, bezuczuciowa masa), jest tradycyjny dla tego rodzaju kina wątek melodramatyczny, no i oczywiście "koszarowe" życie i humor (tutaj bryluje Mickey Rooney), bardzo przypominające "kawaleryjską" trylogię Johna Forda.
Mimo tego "Mosty Toko-Ri" są dziełem ze wszech miar godnym uwagi i jednak dającym do myślenia. Dedykowany amerykańskiemu lotnictwu morskiemu film jest jednak obrazem o dość pacyfistycznej wymowie. Żołnierskie życie odarte jest tu z romantyzmu, wojna to żadna tam przygoda, ale narażanie życia w każdej misji, w każdym lądowaniu. a heroiczna na pozór śmierć jest prosta, zwyczajna, niemal niezauważona. Zresztą jeden z dowódców wypowiada pod koniec znaczącą kwestię, że "ci ludzie walczą w tej wojnie tylko dlatego, że tu są", nie wierzą więc raczej w jej sens i nie wnikają po czyjej stronie jest słuszność, tylko raczej beznamiętnie spełniają obowiązek wynikający z żołnierskiej przysięgi.
Piękny w sumie jest ten wątek romansowy, głównie za sprawą duetu wybitnych aktorów: uroczej Grace Kelly i tym razem melancholijnego i przeczuwającego śmiertelne niebezpieczeństwo Williama Holdena.
Mało znany, ale warty polecenia film wojenny.
Zaskakująco mało propagandowy jak na zarzewie zimnej wojny film. Zwracają przy tym uwagę świetne (nie tylko jak na tamte czasy) sekwencje walk powietrznych i realizm odwzorowania życia na lotniskowcu. Zgadzam się z przedmówcą odnośnie pacyfistycznej wymowy obrazu, Mosty Toko-Ri pozbawione są jakiegokolwiek idealizmu. Bohater drugiej wojny, w cywilu stateczny prawnik, zostaje ponownie powołany do służby w Korei, gdzie pomiędzy niebezpiecznymi myślami musi zmierzyć się z myślą, co tak naprawdę tu robi. Ciekawa jest postawa pilota śmigłowca ewakuacyjnego z jego życiowym motto: do oficera można powiedzieć cokolwiek, jeśli na końcu doda się "sir", nastawienie które nie wróży wielu awansów. W pamięci pozostają też słowa admirała, dowódcy grupy bojowej: "wojna nie jest dobrym miejscem do przebywania, prawie zawsze toczona jest w najmniej sprzyjającym miejscu i w najgorszym możliwym czasie".
Nie będę spoilerował, ale godne uwagi jest zakończenie filmu wierne pierwowzorowi literackiemu, na które podobno nalegał odtwórca głównej roli William Holden. Podkreślę jeszcze raz ujęcia walk powietrznych - zdjęcia są w kolorze i naprawdę rewelacyjne! Mosty Toko-Ri dzielą lata świetlne od patetycznych gniotów pokroju Zielonych Beretów z Johnem Waynem czy infantylnego Top Gun. Aż szkoda że jest tak mało znany, bo zdecydowanie warto go obejrzeć.