Scorsese raczkuje...
Powstały na fali filmów ala. Bonnie&Clyde obraz, opowiadający o grupce rebeliantów, którzy w ramach walki z systemem dokonują szeregu zuchwałych napadów. Prosty scenariusz, zostaje jednak zgrabnie użyty. Scorsese korzysta tu jednak z wielu chwytów typowych dla kina b-klasowego, jest sporo kiczu, oraz przewidywalności. Warto jednak zobaczyć "Boxcar Berthę", bo to dobre kino przygodowe- brutalne, pełne mocnych scen, ale nie pozbawione rozrywkowych aspektów.
Najbardziej chyba kontrowersyjne jest zakończenie, podszyte symboliką, ale krwawe i przywodzące na myśl tandetne kino akcji. Jak je ocenić nie wiem sam.
Ogółem należy się bardzo mocne 6. Lubię oglądać wielkich mistrzów kina gdy jeszcze nie wiedzieli jak dokładnie spożytkować swój talent, toteż i ten film mnie nie zawiódł.
UWAGA SPOJLER
mógłbyś mi jedno wyjaśnić. Jak ta ,,krzywda" którą zrobili głównemu bohaterowi spowodowała jego zgon? Bo mam rozumieć, że już nie żył skoro czarnoskóry kumpel go nie ratował tylko pozwolił ,,odjechać". Czy dobrze zrozumiałem zakończenie? Bo dawno oglądałem.
SPOILERY
Moja odpowiedź Cię nie usatysfakcjonuje, bo ja odebrałem zakończenie symbolicznie, a jeśli coś ma drugie znaczenie, to na ogół dosłowność schodzi na dalszy plan. Bill Shelly został ukrzyżowany przez rządzących jak Chrystus, a Bertha jak Maria Magdalena przyglądała się z przerażeniem tym torturom. Jego męczeńską śmierć miały zaś obejrzeć całe Stany, gdyż pociąg ruszył dalej razem z prawdziwym dowodem poświęcenia, jakim było ciało. Niczym w "Bonnie i Clydzie" dwoje kochanków zostaje okrutnie potraktowane przez bezlitosny system w postaci rządu i policji, która w tych opowieściach była "złem" ciemiężącym obywateli. Tak jak o Chrystusie mówimy że zginął przez ukrzyżowanie, tak samo tutaj nie widzę potrzeby diagnozowania czy śmierć nastąpiła przez wykrwawienie czy z innych przyczyn.
,,dosłowność schodzi na dalszy plan" - dobra, zeszła na drugi plan. Ale co w niej było.
Co do samej sceny to oglądałem już dawno. I poczułem jakąś ulgę gdy kumpel odstrzelił oprawców. To wredne typy były. Ale wydawało mi się, że bohater przecież żyje. Dlatego zmartwiło mnie, że jego przyjaciel go nie ratował, tylko pozwolił mu ,,odjechać".
Co do ,,Marii Magdaleny" to film był proroczy.
Zakładam że zginął.A dość koślawo reżyser zasugerował: nie zdążyli go zdjąć z pociągu, choć chcieli, skoro Bertha goniła za odjeżdżającym wagonem... Tak myślę...