W tamtych czasach niemal co Niedzielę serwowano dzieciom, ale też ich rodzicom filmy traktujące o relacjach między ludźmi a zwierzętami. Podobnie było z obrazami czysto przyrodniczymi, lub "publicystycznymi" jak Halika, Gucwińskich czy Sumińskiego. To akurat nie było złe. A historyjka o "przyjaźni" sympatycznej wydry i pisarza bardzo ciekawa i wzruszająca. A koniec krzepiący.