Gdyby całość trzymała poziom pierwszych 12-14 odcinków, to byłby to jeden z najlepszych seriali kryminalnych, jakie widziałam. Wallace Huo świetnie poradził sobie z rolą charyzmatycznego kryminologa ze skomplikowaną osobowością i mroczną przeszłością i jest niewątpliwie najjaśniejszym punktem tej produkcji.
Zupełnie nie przekonała mnie część amerykańska, także z powodu castingu (Luyi Zhang jest tu niepotrzebnie podobny do Edwarda Nortona w "Podziemnym kręgu" i jest go stanowczo za dużo), a zakończenie niestety jest totalnie przekombinowane. Romans w takich serialach jest tylko dodatkiem, więc nie będę na ten temat marudziła, ale tu także twórcy się nie popisali, od kolejnych klisz bolały oczy...
Podsumowując: serial rozbudził wysokie oczekiwania, którym niestety nie sprostał. Podobno pomysł ostatniego plot twistu nie pochodził z powieści, która była podstawą scenariusza. Czasem jednak warto zaufać pisarzom...