Czapki z głów! To czystej wody połączenie kina, teatru i literatury, gdzie każdy z tych składników zaserwowany jest w praktycznie takiej samej ilości. Bardzo literacka i teatralna zarazem jest choćby twórczość naszego Wojciecha Hasa, ale czegoś takiego jak "Querelle" to jeszcze nie widzieliście i czegoś takiego nigdy nie zobaczycie. To szalenie oryginalne dzieło - trzeba podkreślić to "szalenie", bo wariactwa tu sporo.
Poprzez erotykę, przemoc, kicz, patos i poezję Fassbinder stworzył chyba idealny film na temat poszukiwania kobiety w mężczyźnie, czyli (?!) homoseksualizmu. Tak mi się przynajmniej zdaje, bo zbyt wielkiego doświadczenia z kinem homoerotycznym to ja nie mam, no ale taki np. Almodovar to się chowa. I to jak się chowa! To jest najprawdziwszy pankrok. Film bije po pysku swoja sztucznością i mrokiem jednocześnie. Zadziwia odrealnioną (wspaniałą!) scenografią rodem z "Casanovy" Felliniego, ale przy tym całym przepychu cechuje się kameralnością. Kapitalna narracja i wspaniałe liryczne dialogi o np. fiutach. Mistrzowska reżyseria i świetne aktorstwo - na zachętę wspomnę o takich nazwiskach jak Jeanne Moreau czy Franco Nero.
Po trzech dziełach Fassbindera jakie znam, spokojnie mogę powiedzieć, że ten gość to błazen-prowokator pokroju Bunuela, Pasoliniego czy Godarda. A takich kupuję w ciemno, także kombinuję już kolejne 20 jego filmów i liczę na to, że "Querelle" to nie jedyna taka perła w jego twórczości. Chociaż jest właściwie tylko jedna rzecz, o której myślę, że "Querelle" może przebić - "Berlin Alexanderplatz".